Kiedy jadę na rowerze czuję się zrelaksowana. Zabiegani i uwikłani w setki małych spraw, mamy coraz mniej czasu dla siebie. Dla mnie to jest ta odrobina wolności, kiedy można się na chwilę odpocząć i nie myśleć o niczym:-). Jadąc rowerem więcej się rejestruje i zauważa, jak na przykład piękno urokliwie unoszącej się wśród drzew porannej mgły w parku. W przypadku nie najlepszego dnia, rozdrażnienie można rozładować porządnie naciskając na pedały.
Lubię urozmaicać swoje trasy po Gdyni. Na pewno najbardziej malowniczą jest ta na Bulwarze Nadmorskim, chociażby ze względu na piękną panoramę Gdyni i morze, gdzie przy dobrej pogodzie widać także Hel. Ten widok chyba nigdy nie powszednieje. Jednak moją ulubioną trasą jest droga na Babie Doły wzdłuż ul. Zielonej, a następnie lasem z Babich Dołów na Rybaki. Tam z klifu można podziwiać widok starej Torpedowni, a potem odpocząć na słonecznej polance w lesie.
Jeżdżąc często do pracy rowerem zauważam, jak bardzo z roku na rok zmienia się otoczenie. Kiedy jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych wybrałam się na wspomnianą wcześniej wycieczkę rowerową na Bornholm, zobaczyłam wspaniałą infrastrukturę rowerową. Ścieżki tylko dla rowerów przebiegające nie tylko przy drogach, ale także specjalnymi szlakami rowerowymi wśród lasów i wzdłuż morza z idealnie utrzymaną nawierzchnią. Jaki to był ogromny kontrast z naszą ówczesną rzeczywistością…